środa, 31 marca 2010

Potwór

Jestem. Dawno nie zaglądałam na swego bloga ani na inne. Najpierw ta choroba, o której pisałam, położyła mnie do łóżka, a później, jak już trochę odpuściła, okazało się, że dopadło mnie coś znacznie gorszego. Co to? Nie wiem. Jakiś ogromny lęk. I niechęć do wszystkiego, co do tej pory tak bardzo lubiłam – nie czytam, nie piję kawy, nie zaglądam na blogi, nic mnie nie cieszy. To jakiś koszmar! Skąd się wziął? Przecież nie jestem nieszczęśliwa. Nie jestem jakoś specjalnie zestresowana. Nie mam powodów. A jednak. Dopadł mnie ten „potwór”, o którym czasami się słyszy, czasami czyta. Może nawet nie ten, a jakiś podobny, ale jest okropnie upierdliwy i, wierzcie mi, chwilami zupełnie nie da się przez niego funkcjonować. Chciałam powiedzieć tylko, że będę z nim walczyć. Trzymajcie kciuki. I dziękuję za Wasze wspierające komentarze przy poprzednim wpisie :)
PS. Jest i plus całej tej sytuacji. Jeść mi się też nie chce. Trochę schudnę, może ;)

10 komentarzy:

  1. Sylwio, potwór nazywa się "przesilenie wiosenne". Potrzeba Ci słońca, witamin, ruchu / choćby małych spacerków /, herbatek z melisy i dzikiej róży i odrobiny przyjemności. Może jakiś film, nowa szmatka, tulipany na stole, aromatyczna kąpiel, albo wyprawa do księgarni...I bądź dla siebie dobra :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wiem, że z takim potworem to nie jest łatwo, ale jestem pewna, że dasz sobie z nim radę :). Nie dziś, to jutro.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Beatko, mam tulipany i żonkile na stole - śliczne. Codziennie spaceruję i codziennie wypijam herbatkę z melisy. I kąpiel sobie zrobiłam z musującą kulą. I nic :( Mam nadzieję, że to tylko przesilenie wiosenne.

    Virginio, już podjęłam pewne kroki, żeby się go pozbyć. Ale to dopiero po świętach. Do tego czasu, mam nadzieję, że złagodnieje choć trochę.

    Pozdrawiam Was bardzo ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sylwia, nie poddawaj się. Może tak jak pisałam w poście o strachach Strzałkowskiej -- przytul tego potwora, podrap go za uszkiem, może trzeba go jakoś obłaskawić... na pocieszenie dodam, że i ja borykam się z podobną zmorą; muszę pracować, bo nie mam wyjścia, i może praca, ten codzienny kierat, sprawia, że aż tak bardzo nie pogrążam się w destrukcyjnych myślach. Wierzę, że będzie lepiej. Pozdrawiamy Cię ciepło i przesyłamy słodkiego całuska od Tatianki. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam podobnego potwora obok siebie od pewnego czasu...i tez roznie to z nim bywa.Mam nadzieje,ze to przesilenie wiosenne i w koncu minie,czego i Tobie zycze!
    Ja niestety zajadam swoje smutki...i znowu dieta...zycze Ci usmiechu :)mimo wszystko:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale jak już potwór pójdzie sobie... (bo to pewne:) będzie cudnie:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jolu, ten akurat nie jest w ogóle do przytulenia :( Nawet ciężko go opisać, skonkretyzować. Najchętniej wyrzuciłabym go po prostu za drzwi, ale, drań, się nie daje. I twarzy nie chce pokazać. I męczy od rana :( Uściski dla Tatianki :) I pozdrowienia dla całej Rodzinki :)

    Emocjo, widzę, że Ty nie masz pożytku ze swego potwora. Mój przynajmniej mnie odchudzi :) Choć wolałabym zostać przy swojej wadze, żeby tylko on sobie poszedł. Pozdrawiam i przeganiaj tego swego potwora, to powiesz mi później, jak to się robi.

    Ido, mam właśnie taką nadzieję. Oby tylko jak najszybciej się to stało. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajrzałaś, co pozwala domniemywać że potwór w zaniku:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nivejko, popołudniami daje mi odsapnąć trochę, najgorszy jest rano, więc jestem prawie pewna, że jutro znów mnie dopadnie :( Ale bardzo bym chciała, żebyś to Ty miała rację ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. oj, chyba znam tego potwora, znam

    OdpowiedzUsuń