poniedziałek, 8 marca 2010

KAWA

Mmmm… kawa… Mocna, 100% Arabiki, aromatyczna. Do tego syrop (obecnie karmelowy) i spienione mleko. Ach, jak przyjemnie. Może w niedzielę będę już miała swój wyczekany ekspres do kawy. Wiem, że to nie jest jakieś wyczesane w kosmos urządzenie, a jedynie zwykły domowy ekspresik, ale mimo wszystko liczę na to, że mnie nie zawiedzie i będzie robił pyszne espresso, z gęstą ciemnoorzechową cremą, które będę mogła pić z odrobiną mleka i cukru, lub z którego będę mogła przyrządzać pyszne latte lub cappuccino.

Lubię poznawać to, co mi smakuje. I lubię dochodzić do perfekcji w przyrządzaniu tego. Muszę mieć ładne filiżanki – do kawy koniecznie grube, do herbaty lepsze są z cienkiej porcelany. Niedawno na allegro ktoś mi sprzątnął sprzed nosa piękny stary serwis do kawy. W ostatnich dwóch sekundach! Nie zdążyłam przelicytować :( W moje urodziny. To się nazywa wyczucie czasu! Już sobie wyobrażałam, jak będzie pachniała kawa w tym dzbanku z kompletu, gdy zdecyduję się zalać ją wodą, a nie, jak zwykle, zrobić w kawiarce. I ten mlecznik wypełniony gęstym mlekiem… I cukiernica, w której mieniłyby się ziarenka cukru, najlepiej brązowego… I filiżanka – stara, sygnowana, w zielone kwiaty – czekająca na ten aromatyczny napój, a później spotkanie usta – filiżanka… Ech…

Pomyśleć, że kawę zaczęłam pić dopiero na studiach, właściwie pod koniec studiów. Najbardziej pamiętne zdarzenie z kawą z tamtego okresu to wtedy, kiedy koleżanka wyciągnęła mnie do Pożegnania z Afryką dzień przed obroną pracy magisterskiej. Tego dnia zjadłam jedynie skórkę od chleba, bo już się denerwowałam i nic we mnie więcej nie wchodziło. W Pożegnaniu zamówiłam kawę z lodem. O, głupoto ludzka! Lód okazał się być zamrożoną kawą wrzuconą do gorącej kawy. Na stancję jeszcze jakoś dotarłam, ale na miejscu dostałam takiej trzęsawki, że jak zadzwoniła moja mama, nie mogłam rozmawiać (telefon stał w przedpokoju, nie był przenośny), bo zwyczajnie nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Na szczęście nie była to moja pierwsza kawa w życiu (choć, jak pisałam, były to początki mojej przygody z kawą), bo inaczej byłaby jednocześnie ostatnią. A szkoda by było – teraz to wiem. Tak jak kiedyś celebrowałam picie herbaty (gdy ktoś do mnie przychodził i poprosił herbatę, musiał wysłuchać całej długiej listy herbat; teraz mam tylko kilka – ale, żeby nie było, nadal uwielbiam herbatę). Jednak herbata nie daje tylu możliwości. Zalewa się ją wodą, i tyle. Dzbanuszek, filiżanka, określona temperatura. Nadal lubię chodzić do herbaciarni i wybierać jakieś fusy, głównie herbaty zielonej. Ale kawa… Kwaśna, gorzka, słodka, delikatna, mocna… Nie jest mi wszystko jedno, jaką kupuję. Jestem przekonana, że potrafię wyczuć Robustę, nawet jak jest jej tylko mała domieszka w kawie. I te wszystkie zabiegi, żeby kawa była pyszna – spienianie mleka, kiedyś w słoiku, teraz (nareszcie) podręcznym szejkerem, dodawanie syropu lub posypki, czasami wiórków czekoladowych itd. Moja kawiarka spisuje się doskonale, na pewno z niej nie zrezygnuję, nawet gdy w kuchni zagości ten wyczekany ekspres.

Idę poczytać „Bluszcz”. Rozwinęło skrzydła to pismo. Pierwszy numer był tak bardzo nijaki. A teraz – naprawdę jest co poczytać. Zabieram ze sobą kawę :)

9 komentarzy:

  1. Bez kawy i internetu życia już sobie nie wyobrażam:)...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehe ja też późno zaczęłam pić kawę, bo na drugim roku studiów. Przygotowania do egzaminu z gramtyki opisowej potrzebowały nazwyczajnego wsparcia. I podobnie jak u Ciebie początki były trudne, ale teraz życia nie widzę bez kawy. I to jest chyba moje nieszczęscie, bo gdyby nie rozsądek, to pewnie piłabym jedną kawę za drugą, nie zważając na potencjalne konsekwencje :s
    A delektowanie się kawą czytając Bluszcz... niebo :D
    Życzę wielu wspaniałych espresso!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem tak stara, że nie pamiętam jak to się zaczęło, ale...idę na kawę. Smacznego ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kawę kocham. Zaczynam od niej dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sylwia, ja też jestem koneserką kawy. Smakoszem kawy. Od kiedy padł nasz ekspres ciśnieniowy – a nie stać nas na razie na nowy, bo mieszkanie po powodzi i jego ponowne wyposażenie wymaga nakładu wszelkich oszczędności – musieliśmy zrezygnować z prawdziwie pysznej, smakowitej kawy, z tą aksamitną pianką z mleka. Grzegorz uwielbiał eksperymentować z przyrządzaniem kawy na rozmaite fantazyjne sposoby. Ale... ktoś sprawił nam miłą niespodziankę. Mota podarowała nam ekspres do kawy rodem z Pożegnania z Afryką. Ma dotrzeć do nas pocztą. :-)) Znowu nastanie u nas era smacznej kawy i zapanują iście arkadyjskie zapachy. :-)
    Życzę Wszystkim pysznej kawy. Smacznego...

    OdpowiedzUsuń
  6. właśnie woda mi się gotuje na pyszną kawę, oczywiście z dużą ilością brązowego cukru (niepoprawnie przesładzam), a herbatek to mam cała szafkę jedną, ostatnio odkryłam Irving zieloną herbatę z miętą- świetna tak po obiadku...:)a już na sam koniec to czerwona - coby brzuch spalić (się nie spala jednak jakoś).

    OdpowiedzUsuń
  7. wpadlam na kawe i poprosze w pieknej filizance:)

    uwielbiam filizanki,stare,nowe,swoje,cudze:)))
    nawet calkiem do niczego kawa,podana w filizankowym cudenku smakuje wysmienicie,pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Grrr... to o czym tutaj piszesz bliskie mi jest niesamowicie, zupełnie jakbym czytała o sobie. Kawę, w dokładnie każdej postaci, jestem w stanie pić aż padnę - jak to powiedział Jack Sparrow - na swój piracki pysk! A może i jeszcze dłużej ;]
    Chyba już gdzieś pisałam, że umiłowanie tego trunku odziedziczyłam w genach i już kimając się w brzuchu mamci, byłam nią odurzana parę razy dziennie. Dziś np wypiłam dwie i ciągle mi mało, choć wiem, że jeśli przegnę, wywiozą mnie z domu na ERC-e, ale cóż poradzić, kiedy tak bardzo kocha się napój Majów i Inków :)
    "Pożegnanie z Afryką" - w moim mieście nie ma tej kawiarni, ale i ja często do niej chodziłam, kiedy jeszcze mieszkałam na Śląsku. Wspaniała atmosfera, siedząc koło szyby, nieraz obserwowałam spieszących się przechodniów. Gazety "Bluszcz" nie czytałam, ale parę razy miałam w łapkach. Od czasu jak zbrzydły mi wszystkiego typu "Wróżki" i "Wysokie Obcasy" zrezygnowałam z tego rodzaju literatury.

    Pozdrawiam serdecznie wszystkie miłośniczki kawy, nie tylko Ciebie, moja droga :)Oby było nas coraz więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię zasiąść z kawą i książką, lub kawą i laptopem. Czytać, pisać, pracować... Latem, gdy z balkonu wpada słońce i zapachy tego, co w donicach; zimą, gdy ławka, latarenka i mała choina śpią pod puszystą kołderką śniegu. Do tego świece: w mieszkaniu, lub na zewnątrz. Czego chcieć więcej? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń