niedziela, 21 marca 2010

Magia i rzeczywistość, starość i tradycja, czyli "Taras z uroczynem" - Mia Couto

Wiecie dlaczego stary Portugalczyk twierdził, że Bóg jest bardzo leniwy? „Bo nie pracuje, tylko czyni cuda”. A czy dyrektor domu starości umarł? „A może tylko uległ przemianie, przestał być widzialny?” A Navai, dziecko-starzec, dlaczego nie umarł? Dlatego że „pozostał ze mnie tylko cień i śmierć mnie przeoczyła”. Dziwny to świat, gdzie „to trawa zjada krowę, a nie odwrotnie”. I tajemniczy bohaterowie. Kiedy mówią prawdę? Kiedy kłamią? A może w ich umysłach to wszystko jest właśnie takie? Czy to starość, czy taka kultura?

Książka Mia (Mii?) Couto „Taras z uroczynem” zabiera czytelnika w zupełnie inny świat niż ten, do którego przywykł – do Mozambiku przygniecionego ciężarem wojen i nędzy. Narratorem jest… nieboszczyk. Xipoco – czyli „nieproszony gość”, duch, który zamieszkał w ciele żywego człowieka. Razem z nim trafia do domu starców. W nocie od wydawcy jest napisane, że to powieść kryminalna utrzymana w konwencji realizmu magicznego. A dla mnie ta książka raczej nie za dużo ma wspólnego z kryminałem. Owszem, jest morderstwo, ale tak naprawdę nie ono jest tu najważniejsze, tylko pewne idee oraz historie opowiadane przez poszczególnych pensjonariuszy – człowieka, który w jeden dzień stał się starcem, czarownicy, o której mówili, że zabiła męża, żeby wykarmić dzieci, a później zabiła dzieci, żeby wykarmić wnuki. I która zmienia się w wodę, kiedy idzie spać. I jest jeszcze stary Portugalczyk, jedyny biały wśród pensjonariuszy, który wciąż tęsknie spogląda na morze i wysiaduje pod uroczynem, bo jego pragnieniem jest posiadanie jednego drzewa, nie całego lasu, ale właśnie tego jednego drzewa, o które może dbać.

Kiedy w domu opieki zjawia się inspektor, żeby przeprowadzić śledztwo w sprawie morderstwa dyrektora tegoż domu, poznajemy historie wszystkich pensjonariuszy i pielęgniarki Marty. Każdy przyznaje się do zamordowania dyrektora, poświęciwszy uprzednio sporo czasu własnej historii – czy prawdziwej? – trudno powiedzieć. Na pewno interesującej, czasami dziwnej, wręcz nieprawdopodobnej.

Książka Couto przesycona jest liryzmem, magią, ale i tęsknotą za tym, co minęło. Za szacunkiem dla starości i starych ludzi, za tradycją, które w wyniku wojen zaginęły na dobre. W „Tarasie z uroczynem” można znaleźć sporo myśli, które każą czytelnikowi zatrzymać się na dłużej, zastanowić nad tym, co zostało powiedziane. Myślę, że to mądra książka, której fabuła balansuje na granicy rzeczywistości i magii, która zwraca uwagę na pewne wartości, które, nie tylko w Mozambiku bezpowrotnie zanikają. Niestety.

Czy mi się podobała? Tak. Czy byłam zachwycona? Nie wiem, raczej nie. Taką książkę czytałam po raz pierwszy, a przecież najbardziej podobają się nam rzeczy, które już znamy ;) Ale warto ją przeczytać. I nawet wrócić do niej po raz drugi, bo na pewno ma ona drugie dno.

3 komentarze:

  1. Lubię książki z drugim dnem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...Czy to starość, czy taka kultura... Możliwe, że i jedno, i drugie. Nie czytałam książki, więc piszę - 'możliwe', ale chętnie bym się w nią zagłębiła, bo podoba mi się jej klimat, który "obiecuje" Twoja recenzja. Sylwia, za każdym razem zaskakujesz mnie książkową ciekawostką, sporo recenzji na blogach dotyczy tych samych tytułów (nowości), a Ty sięgasz gdzieś poza ten rynkowy trend. Pozdrawiam niedzielnie. Niech trwa (niedziela)... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj :)

    Pozycja ta wydaje się przesympatyczna. Po przeczytaniu twojego opisu, mile uśmiechnęłam się pod nosem, jako że lubię tego typu narrację i tło też niczego sobie. Oczywiście dochodzi do tego jeszcze tło akcji, tak odmienne od naszego kręgu kulturowego. Hm... zanotuję sobie imć twór literacki, za pozwoleniem ;]

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń