piątek, 26 lutego 2010

Dwa listy

Wypadły mi dziś z albumu ze zdjęciami dwa listy. No wiem, dziwne miejsce na trzymanie listów. Ale tu są bezpieczne i zawsze wiem, gdzie je mogę znaleźć. To cenne listy. Od osoby, której już nie ma. Na tym świecie jej nie ma. Może jest na jakimś innym, może lepszym. Jeżeli rzeczywiście istnieje.

To był pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Poszłam z rodzicami do kościoła, a tam, w życzenia bożonarodzeniowe ksiądz wplótł informację, że umarł ksiądz Henryk. Niemożliwe! Miał 40 lat, może trochę więcej. Od dłuższego czasu pracował w innej parafii. Nie mógł umrzeć, przecież nic mu nie dolegało! A ciasteczka? Czekały na mnie – tak pisał. Już może nieźle zeschnięte, ale obiecał upiec nowe. Poza tym… w święta nie robi się takich rzeczy! Nie opuszcza się ludzi właśnie w takim czasie! Nieee… to nie może być prawda.

A jednak… Tyle czasu już minęło, a ja za każdym razem, czytając te dwa listy, ryczę jak bóbr. Jest w nich tyle ciepła i dobroci. Tyle wiary i otuchy. Zbliżała się matura, czas dla każdego maturzysty dość nerwowy i stresujący. „Bądź dziewczyną wiosennej radości, z rozwianym włosem i uśmiechniętą twarzą” – pisał. I dalej że bardzo lubił tę naszą trójkę (mnie i moje dwie przyjaciółki), no i chłopaków oczywiście (naszych najlepszych kumpli). „Obiecuję modlitwę w czasie matur”. Nawet nie wiem, czy napisałam mu, jak bardzo to dla mnie cenne. Ale nawet jeśli nie, to na pewno wiedział. „Twój list (…) był naprawdę fajny i sprawił mi radość”. Twoje listy, Księże Henryku, do tej pory sprawiają mi radość, choć jest ona dziwna, bo zawsze wyciska łzy. Ale cieszę się, że byłeś, że mogłam Cię poznać, że Ci się chciało być dobrym katechetą i przyjacielem dla nas wszystkich. No i te ciasteczka, że upiekłeś… Mimo że nie przyjechałam ich spróbować.

„Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy…”

I listy. Na szczęście…

PS. Dziwne. Marcin nie odzywał się od roku. Jeden z dwóch kolegów, o którym wspomniałam. I kiedy kończyłam pisać posta, zadzwonił. Och, Ty, nadal czuwasz…

4 komentarze:

  1. Lubię takie telepatyczne sygnały... Wiadomo dzięki nim, kto jest ważny dla Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że był i...będzie, w okruchach Twojej pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Być może to zwykły przypadek, ale miło jest wierzyć, że to jednak palec boży :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja także wierzę w telepatię. Coś w tym jest. Czasem zdarza mi się, że o kimś myślę – o kimś, kto jest daleko – i w tym samym momencie ta osoba do mnie dzwoni. Albo właśnie mam do kogoś dzwonić – i w tej samej chwili ta osoba dzwoni do mnie.
    Ksiądz Henryk musiał być niezwykłym człowiekiem i kapłanem, jeśli tak mocno przeżyłaś jego odejście. Może powielam stereotypy myślowe, ale jednak... niewielu jest takich kapłanów. Takich, za którymi się tęskni wiele lat po ich odejściu. My mamy szczęście znać kilku takich księży. To są naprawdę niesamowici kapłani...
    Przesyłam spóźnione pozdrowienia. Jola

    OdpowiedzUsuń