piątek, 12 lutego 2010

Dziwaczeję powoli... Nieee, taka byłam!

Dziś koleżanka stwierdziła, że dziwaczeję. Albo coś w tym rodzaju. Dlaczego? A dlatego, że nie poszłam lepić garów (oj, przepraszam, kubeczka lepić nie poszłam) z głupiego, bardzo głupiego powodu. No może i głupiego, ale takie powody dla mnie istniały odkąd pamiętam. Więc nie dziwaczeję (na starość – czyli w 33 wiośnie życia), a od zawsze miałam takie dziwactwo. Sama go nie cierpię, ale już chyba nie uda mi się go pozbyć .
No tak, tylko o co chodzi? A o to, że nie poszłam, bo… miała być grupka dziewczyn, które się znają od dawna i przyjaźnią. I tylko one. I ja. No i miałoby być wesoło. Jak dla kogo. Z doświadczenia wiem, że takie grupki są dość hermetyczne i rzadko dopuszczają do siebie nowych – na równych prawach. Jako dziecię prawie jeszcze postanowiłam „się zapisać” do Ruchu Światło-Życie. Słyszałam od znajomych, jak ludzie tam są zżyci, jak dobrze się bawią (no, wiem, nie jest to najlepszy powód do należenia do oazy, ale cóż), więc się zapisałam. No i… Ludzie rzeczywiście się świetnie bawili. Niestety, tylko w swoim towarzystwie. Ja byłam nowa i do końca nowa pozostałam. Dobrze, dobrze, może jestem dzika, ale naprawdę chciałam się zintegrować, ale mi nie wyszło. Zbyt gruby mur został wybudowany.
Od tej pory już nawet nie próbuję wchodzić w zgrane grupy. Może też dlatego ciężko mi się odezwać w towarzystwie, gdzie są więcej niż trzy osoby. Brak mi siły przebicia, choć kiedy się ze mną rozmawia w cztery oczy, ciężko w to uwierzyć.
Z innych dziwactw, które są podobnego rodzaju i plączą mi się po życiorysie odkąd pamiętam – nie robię zakupów w sklepach, gdzie sprzedają faceci. Aha! Serio! Trudno w to uwierzyć, zważywszy na to, że pisze to 33-letnia mężatka i mama. Ale tak już mam. Ostatnio nie kupiłam sobie kawy w Coffee Heaven, bo sprzedawał młody chłopak. Zaciągnęłam się zapachem świeżo parzonej kawy i to mi musiało wystarczyć.
Głupio się przyznawać do takich rzeczy. Ale co tam, blog to blog. Mimo że publiczny, to jednak osobisty, a przed sobą nie muszę udawać. Może jak zwerbalizuję te swoje dziwactwa, to mi przejdzie… Aha! Tak sobie będę powtarzać ;-)
Wracając do lepienia w towarzystwie roześmianych przyjaciółek. Nie czułabym się chyba dobrze. A chodzę tam przecież, żeby się zrelaksować. Wchodzenie w zbiorową rzeczywistość innych, to nie dla mnie. Niestety. Choć chciałabym tak umieć „wskoczyć” w roześmiane, zaprzyjaźnione towarzystwo. A może jednak kiedyś pozbędę się moich dziwactw? Podobno człowiek zmienia się co 7 lat. To już niedługo… A z drugiej strony, kim byśmy byli bez naszych małych dziwactw?

3 komentarze:

  1. Dzień dobry. Dla mnie to, o czym piszesz, nie jest dziwactwem; zawsze czułam się w dużym stopniu outsaiderem. Nie cierpię wszelkich partii, zrzeszeń i związków, akceptuję ewentualnie pracę w stowarzyszeniach. :-) Po prostu jesteś indywidualistką. :-) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bycie outsiderem to dar, największe z możliwych wyróżnień. Znaczy to, że nie pasujesz do wielkiego stada gnu, bydełka pasącego się na łące szarej rzeczywistości, lecz pisane jest ci być czymś więcej. Dobrze, że zdajesz sobie sprawę z braku śmiałości. Mnie również brakuje jej odrobinę, bo gdyby nie to, już dawno wsiadłabym z jedną torbą do samolotu i odleciała na stałe na południe Europy albo jeszcze dalej. Pamiętaj, że życie daje ci tyle, po ile wyciągasz rękę. Wierzę i będę trzymać za ciebie kciuki, że w końcu znajdziesz swój wymarzony dom z balkonem :) Ja w takich razach zwykle mówię: On już gdzieś tam jest, tylko jeszcze nie wie, że jest mój! Zacznij tak na to patrzeć a opiniami innych piesków nie przejmuj się wcale, bo one zawsze szczekają a karawana stale idzie swoją drogą.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiecie, że nigdy tak na to nie patrzyłam? Jak to dobrze czasami powiedzieć coś głośno (napisać publicznie) - wtedy może się okazać, że to, co zawsze uważaliśmy za naszą wadę, za coś, co nas jakoś ciągnie w dół, jest w pewnym sensie zaletą :) Dzięki, Dziewczyny, teraz będę się starała patrzeć na to w ten sposób :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń