środa, 17 lutego 2010

Nie było nas, był las... "Zaginione miasto Z" Davida Granna

W 1925 roku pułkownik Percy Fawcett – angielski odkrywca, poszukiwacz przygód, członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego – wyruszył w swoją ostatnią wyprawę w poszukiwaniu mitycznego Eldorado. Zabrał ze sobą syna Jacka i jego przyjaciela Raleiga Rimella. Czy ci trzej Anglicy znaleźli w Amazonii swoje wymarzone miasto Z, jak nazwał je Fawcett? Nie wiadomo, ponieważ nigdy z tej wyprawy nie wrócili.
Później organizowanych było mnóstwo wypraw ratunkowych. Wielu chciało zdobyć sławę, ratując znanego podróżnika z dzikich ostępów dżungli i rąk często nieprzyjaźnie nastawionych Indian. Wielu też chciało odkryć to bogate miasto, o którym krążyło tyle legend. Czy istniało w rzeczywistości? Jeśli tak, kto był jego budowniczym, gdzie się znajdowało i jakie skarby ukrywało?
80 lat po zaginięciu Fawcetta śladem jego wyprawy, której trasę można było odtworzyć dopiero po zebraniu wszystkich możliwych dokumentów, zwłaszcza tajnych zapisków podróżnika, gdyż swoją trasę trzymał w głębokiej tajemnicy, wyruszył dziennikarz David Grann. Co udało mu się odkryć? Czy został pierwszym, który na pewno ustalił, co się stało z członkami wyprawy Fawcetta? Co mogło pognębić człowieka, który zręcznie wymykał się wszelkim chorobom nękającym podróżujących przez Amazonię? Nie zmogła go malaria, nie zagnieździły się w jego ciele żadne larwy, nie zabiła gorączka ani nie wyczerpał głód. Co się stało z człowiekiem, który potrafił przekonać do siebie podarunkami i spokojnym głosem najgroźniejsze plemiona Indian? Wiele było wersji tego, co się mogło stać – podróżnicy odnaleźli miasto Z i tam zostali; uwięzili ich Indianie; Fawcett został wodzem Indian (tak, tak, była i taka wersja!); zostali zabici przez wojownicze plemię. Wiele też powstało na ten temat powieści przygodowych czy filmów.
Wracając jednak do książki Granna. Wciągnęła mnie niesamowicie. Nie tylko dlatego, że sama zaczęłam wysnuwać teorie na temat losów zaginionej wyprawy. Stałam się Sherlockiem Holmesem, rozwikłującym najbardziej zagmatwaną zagadkę życia. Pochłaniałam kolejne stronice „Zaginionego miasta Z” i zastanawiałam się, czy to możliwe, że takie miasto w ogóle istniało. Bo któż pierwszy o nim wspomniał? Portugalski najemnik w „raporcie”, który przedstawił wicekrólowi w 1753 roku. I tak sobie pomyślałam, że może po prostu chciał coś ugrać tym „raportem”. Pisał o ruinach starożytnego miasta, posągach, świątyniach, drogach. Trudno w to uwierzyć, wziąwszy pod uwagę warunki, jakie panują w Amazonii, a może jakie panowały – mnóstwo niebezpiecznych insektów, wbrew pozorom mało możliwości wyżywienia, gęsto rosnące drzewa zasłaniające światło słoneczne. Jak w takich warunkach mogła powstać wysoko rozwinięta cywilizacja? Tym bardziej zadziwiła mnie historia z ostatnich stron książki.
Świat kryje tyle niesamowitych tajemnic. Tyle faktów, które nigdy nie zostaną odkryte lub których możemy się tylko domyślać. I coraz mniej miejsc pierwotnych, nietkniętych przez człowieka. Ponad 80 lat temu Fawcett przedzierał się przez Amazonię z maczetą, torując nią sobie drogę przez dżunglę. Do miejsca, z którego ostatni raz nadał wiadomość zmierzał kilka miesięcy. Do tego samego miejsca Grann dotarł samochodem terenowym w dwa dni. Już nie było tam dzikich ostępów. Była zwykła droga – kombinacja łat i kałuż (jak w Polsce – pomyślałam).

„(…) wyglądałem przez okno – relacjonuje Grann – spodziewając się pierwszych zapowiedzi przerażającej dżungli. Zamiast tego teren wokół wyglądał jak Nebraska – niekończące się równiny ciągnęły się aż po horyzont. Kiedy zapytałem (…) co się stało z lasem, odpowiedział po prostu: nie ma.
Chwilę później pokazał mi szereg potężnych ciężarówek jadących w przeciwnym kierunku, wiozących dwudziestometrowe kłody.
- Tylko Indianie szanują las – powiedział Paolo. – Biali wycinają go do końca”*.

W ciągu ostatnich czterdziestu lat Amazonii ubyło około 430.000 km2! To więcej niż obszar Francji! Może to zbyt duża liczba do ogarnięcia. Więc kolejne dane – w ciągu pięciu miesięcy 2007 roku wycięto 4300 km2 lasu. Rządy państw biją na alarm, że klimat się ociepla. I wymyśla się coraz to inne sposoby, żeby zatrzymać jego ocieplenie. Ale nikt nie zatrzymuje wycinki lasów Amazonii. Połowa opadów Amazonii pochodzi z wilgoci wyparowującej do atmosfery. Wycinka lasów zachwiała równowagą ekologiczną tego regionu i spowodowała susze. Dżungla nie jest już w stanie się regenerować. Indianie umierają od chorób, które zostały przywleczone przez białych ludzi. Ludzi, którzy uzurpują sobie prawo do wszystkiego – począwszy od drzew, a skończywszy na życiu dzikich plemion, które zamieszkują leśne ostępy.
„Zagubione miasto Z” to książka wielowymiarowa. To opowieść o człowieku ogarniętym pasją. „Tym, których bogowie zamierzają zniszczyć, najpierw odbierają rozum” – tak pisał Fawcett do przyjaciela. Może więc to opowieść o szaleństwie? O poszukiwaniu celu, który nigdy nie istniał? Ale również o naturze, która jest bezradna wobec niszczycielskiej siły, jaką jest człowiek. To nauka geografii, biologii, historii i archeologii. To pasjonująca przygoda. I tęsknota za tym, co bezpowrotnie zostało utracone.

*David Grann, Zaginione miasto Z.

5 komentarzy:

  1. Sylwia, porwałaś mnie tą recenzją. To musi być wspaniała książka. I oczywiście pod wpływem lektury opadły mnie liczne skojarzenia literackie: a to z twórczością Conrada – "Jądro ciemności", a to z powieścią "Fitzcarraldo" Herzoga (na jej podstawie Herzog nakręcił też film, który przyniósł mu sławę), ale przede wszystkim z "Misją", ekranizacją książki, którą uwielbiam i uważam za lepszą niż oryginał. Jestem pewna, że będę szukać tej książki. Twoja recenzja brzmi zachęcająco. Pozdrawiam. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja. "Zaginione miasto Z" zaczyna mnie kusić jak mityczne Eldorado. Również dołączam się do skojarzeń Joli z "Jądrem ciemności", a dodałbym także książkę Conrada "Lord Jim".
    Od razu nasunęło mi się również zabawne skojarzenie z bajką, którą często oglądam z Tatunią - "Abrafax i piraci z Karaibów", w której tematem przewodnim jest mityczne Eldorado. Bajka jest świetna ze względu na humor i dialogi, a także za sprawą Andrzeja Grabowskiego, który gra tutaj kapitana Czarnobrodego. Pozdrawiam ciepło:-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! I mnie zachęciała Twoja recenzja. Lubię tego typu książki, prawdziwe przygody, tajemnice, inne cywilizacje w konfrontacji z naszą.
    Chętnie sięgnę po tę książkę.
    Pozdrawiam_

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam Jolu, Grzegorzu i Dagal :) Miło mi, że zachęciałam Was swoją recenzją do przeczytania "Zaginionego miasta Z". Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie, bo niekiedy recenzje są lepsze niż recenzowane książki (hihi, ale sobie niechcący posłodziłam! oczywiście nie uważam, że tak mi się świetnie napisało, książka naprawdę jest warta polecenia!).
    Oczywiście znów się okazuje, że jestem daleko w tyle, jeśli chodzi o książki, bajki, filmy... "Abrafax i piraci z Karaibów" - nawet o tym nie słyszałam :( Tytuły książek, które wymieniacie - znajome, ale treść - gorzej... Ale czytałam "Lorda Jima"! ;) Pozdrawiam i dziękuję, że tu zaglądacie :)

    OdpowiedzUsuń